Aktualności

Integracyny spływ kajakowy rzeką Bug - sprawozdanie

Zaproszenie do podpisania umowy było miłym zaskoczeniem. Objazd trasy spływu zapowiadał ciekawe kontakty z życzliwymi ludźmi. Na początek Sławek z Mielnika – człowiek otwarty, chętny do pomocy, niezwykle serdeczny; wypożyczymy od niego kajaki. Potem niezliczone telefony i maile, sporo różnych uzgodnień i formalności. Wreszcie ruszamy w stronę Mielnika nad Bugiem. Trudy kilkugodzinnej podróży wynagradza zwiedzanie miejscowej kopalni kredy i uświadomienie trwania zakutych, na liczącą miliony lat wieczność, roślin i zwierząt (różne amonity, belemnity, kokolitofory i in.) Te okolice do końca pobytu będą celem poszukiwawczych wypraw Bożeny i Joli spod Przemyśla. W drodze powrotnej obdarują wszystkich, niczym amuletami, swoimi wielce oryginalnym znaleziskami. Wieczorem, w dniu przyjazdu, jeszcze spotkanie organizacyjne. Teraz już wiemy kto jest skąd, co robi na co dzień, kto z kim popłynie, poznajemy regulamin…

Pierwszy dzień pływania, z położonego tuż przy granicy z Białorusią Niemirowa do Mielnika, jest szczególnie ważny – co najmniej połowa uczestników nigdy w życiu nie siedziała w kajaku. Najpierw przeprowadzone przez ratowników szkolenie nt. bezpieczeństwa i zasad zachowania się na wodzie, potem poprowadzona przez Bożenę rozgrzewka, a następnie wybieranie (bądź poszukiwanie) sposobu na wsiadanie i wysiadanie, trzymanie (lub mocowanie do dłoni) wiosła, pierwsze próby zachowania stabilności na wodzie, oswajanie własnego lęku i szukanie zgodnego rytmu współpracy z partnerem. To również dzień prawdy dla organizatorów – test na ich wyobraźnię oraz swoisty sprawdzian umiejętności przewidywania i układania wszystkich elementów w jedną całość. Po południu zwiedzanie Mielnika. Wątki z historii (narodów, ludzi, budowli, świątyń) przewodniczka, Ewa z Siemiatycz, płynnie łączy z przywoływaniem obrazów zanikających powoli regionalnych obyczajów. Wskazywanie namacalnych przejawów i dowodów styku dwóch wielkich tradycji chrześcijaństwa, katolicyzmu i prawosławia, cały czas będzie wywoływać gorące dyskusje, szczere uniesienia i religijne skupienie. Tak było w kolejno zwiedzanych: Mielniku, na Grabarce, w Drohiczynie i Siemiatyczach. Wieczorem ognisko w bazie, przy pensjonacie „Ostoja” -  przyjemnym i spokojnym, dostosowanym do potrzeb osób niepełnosprawnych i dobrze nas karmiącym.

Następnego dnia płyniemy z Mielnika do Wólki Nadbużnej. W piekącym słońcu zaczynają pojawiać się pierwsze kryzysy wymuszające drobne korekty w składzie osad. Możliwości manewru nie są jednak duże, bo obsady większości kajaków są bardzo zadowolone z tego, że … płyną razem. Obiad na leśnej polanie, nad samym Bugiem, pozwala nieco ochłonąć, odpocząć, nastroić się duchowo; przed nami bowiem wizyta w centrum polskiego prawosławia – na Świętej Górze Grabarce. Otaczający cerkiew Przemienienia Pańskiego las krzyży z wypisanymi intencjami porusza do głębi, wywołuje głęboką zadumę nad kondycją ludzką. Anielski śpiew zakonnic podczas nabożeństwa, w którym uczestniczy trójka miejscowych wiernych i my, odsłania część tajemnicy człowieka i jego nierozerwalnego związku ze sztuką, religią i naturą.



Ostatni etap spływu wiedzie z Wólki Nadbużnej do Drohiczyna. Nie tylko świadomość zbliżania się do mety sprawia, że zakładana i deklarowana na wstępie wzajemna życzliwość i zrozumienie różnych potrzeb drugiego człowieka oraz wzajemna współodpowiedzialność stają się faktem. Przy pierwszym kontakcie bardzo spięci i niepewni tego co ich spotka, młodzi ratownicy WOPR-u, Kuba i Sebastian z Siemiatycz, cały czas bardzo chętnie włączają się w pomoc przy wsiadaniu i wysiadaniu z kajaków; teraz też podśpiewują, a po dopłynięciu długo pozostają z nami dzieląc się doświadczeniami i przemyśleniami ze spływu. Jeszcze obiad nad samą rzeką, w dostosowanej dla osób niepełnosprawnych karczmie „Stara Baśń”, zwiedzanie bardzo urokliwego Drohiczyna i nadszedł czas wspólnego podsumowania.

Wyrazy zadowolenia splatają się z deklaracjami udziału w następnych spływach; „pierwszorazowi” uwierzyli w to, że mogą pływać kajakiem i w ten sposób odpoczywać. Grzegorz, górnik z Żor, zapewnia o porzuceniu gór na rzecz rzek i jezior w dolinach. Artur spod Lublina, tetraplegik, wymyślił sposób na mocowanie wiosła do dłoni i teraz dzieli się pomysłem z innymi. Cecylia z Wrocławia, ciągle uśmiechnięta Wioletta z Niska i Klaudiusz z Zamościa dopytują o następne imprezy „Feniksa”. Grażyna spod Warszawy w kajakowaniu „odnalazła siebie” i zwraca uwagę na „zgrabne” połączenie pływania, zwiedzania i integracji. Bogdanowi z Rzeszowa (paraplegik działający na rzecz osób niepełnosprawnych w aktywnej rehabilitacji), bardzo przyjemnie było być tylko … uczestnikiem. Daniel z Chełma oraz Celina i Sylwek z opolskiego popłynęliby jeszcze dalej. Ewa (przewodnik) ze wzruszeniem w głosie mówi, że były to, od wielu lat, najpiękniejsze dni jej życia. Basia ze Świdnika wskazuje na troskę komandora o zdrowie i samopoczucie uczestników. Ania z Zamościa deklaruje podjęcie starań o pozyskanie dodatkowych środków na działalność Stowarzyszenia. Przewodnicząca „Feniksa”, a zarazem komandor spływu, Janina Stefaniak, choć zmęczona, to wyraźnie jest zadowolona - wszak najważniejsze są uśmiech drugiego człowieka i bezpośrednie z nim spotkanie.
W dzień rozjazdu do domów zwiedzamy jeszcze Siemiatycze. Ewa ciągle zaciekawia podawanymi informacjami, ujmuje subtelnością i bezpośredniością kontaktu z ludźmi; żałuje trochę, że nie udało się w trakcie przejazdów autobusem posłuchać regionalnej muzyki. Może następnym razem?! A może we wrześniu w Bieszczadach, gdzie „Feniks” organizuje kolejne spotkanie i zaprasza chętnych?! (Skądinąd wiadomo, że uczestnicy spływu nie zamierzają odpuszczać Bieszczadów!)

Tekst przygotował Jerzy Zajączkowski

Zamów nasz newsletter lub wpis swojej działalności

Zamów online

Nasi partnerzy